Pewnie zastanawiacie się co z moim cudownym współlokatorem. To ja wam tak szybko wyjaśnię. Mój jakże oddany przyjaciel Bartosz od poniedziałku siedzi we Wrocławiu z Anią. I nawet nie wiem czy miał zamiar mnie poinformować gdzie jest, a ja głupia się tu zamartwiałam o niego. A ten idiota nawet nie raczył wykonać do mnie telefonu wykonać, albo chociaż sms-a wystukać. No kiedy dowiedziałam się od Winiara gdzie jest to myślałam, że się zaraz do niego w jakiś magiczny sposób teleportuję i skopie jego szanowne cztery litery tak żeby nie mógł przez pół roku na nie siadać. Ale wiem, że Andrea by mnie za to zamordował, bo pozbawiłabym go jednego z najlepszych zawodników.. No ale zrozumcie mnie, zostawił mi tylko tą trefną karteczkę na pudełku z ciastkami i nie odezwał się do mnie aż do środy. Dobrze, że Misiek mi powiedział we wtorek gdzie się Bartek znajduję, gdyby nie on to pewnie poszłabym na policję, bo zawsze mógł na jakąś psychopatkę wpaść. Przecież nic nie wiadomo po tych jego fankach. A kiedy wreszcie się dodzwoniłam do szanownego księcia i wyrzuciłam pod jego adresem dużą wiązankę niecenzuralnych słów. Zaczął się tłumaczyć, że przeprasza, że to nie jego wina, że miał bardzo ważną sprawę do załatwienia. A w tle było słychać głupkowaty chichot, obstawiam iż była to jego dziewczyna. Zbulwersowana całą sprawą, znów zaczęłam rzucać w niego nietaktownym słownictwem i na jego wypowiedź, że nie wie kiedy wróć normalnie się we mnie zagotowało i dałam mu jasno do zrozumienia, że albo będzie w mieszkaniu jeszcze w piątek, albo wszystkie jego manele wylądują za oknem i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź , rozłączyłam się. Tak, więc czekam aż pan Bartosz Ka łaskawie zawita dziś wo mieszkania, bo inaczej będę musiał dotrzymać mojej obietnicy, a mieszkanie samemu mi się nie uśmiecha. To mieszkanie jest stanowczo za duże dla jednej osoby.
Po 10 minutach w moim mieszkaniu pojawiła się Pam. Nie tracąc czasu zamknęłam mieszkanie i udałyśmy się w kierunku Chevroleta mojej przyjaciółki. Udałyśmy się do chyba największego supermarketu w Łodzi. Ledwo upchnęłyśmy wszystko do jednego koszyka. Znajdowały się tam warzywa, owoce, jogurty, słodycze, mięsa i prawie wszystko co znajdowało się na sklepowych półkach oraz nadawało się na smaczną kolację. Oczywiście nie omieszkałyśmy zahaczyć o dział z napojami dla dorosłych, na którym również zaopatrzyłyśmy się w nie małe zapasy. Ludzie dziwnie się na nas patrzyli, ale nie ma co im się dziwić wyglądałyśmy jakbyśmy miały zamiar z bunkrować się przed jakąś wielką apokalipsą. Sklep opuściłyśmy w wyśmienitych humorach, ponieważ pan przy kasie za wszelką cenę nie chciał nam sprzedać alkoholu twierdząc iż my na pewno nie mamy jeszcze skończonych osiemnastu lat, a kiedy okazałam mu swój dowód osobisty nie dowierzając poprosił do dowód Pameli Kiedy ujrzał jej datę urodzenia uparcie starał się nam oraz miłemu panu z ochrony wmówić, że oba dowody są fałszywe. Na szczęście pan ochroniarz okazała się rozsądnym człowiekiem i pozwolił nam opuścić sklep razem z zawartością naszego koszyka. Naprawdę postawa kasjera mi schlebia, ale straciłyśmy na użeraniu się z nim jakąś godzinę.
Tak więc bezzwłocznie udałyśmy się do centrum handlowego na mały (a nawet bardzo mały) shopping, gdyż niestety nasz czas był ograniczony do minimum. Dlatego tylko moja przyjaciółka zaopatrzyła się w sukienkę na sobotni wieczór, ja postanowiłam, że wytargam coś ze swojej szafy, a co mi tam powinnam coś znaleźć. Później szybko udałyśmy się do jakiegoś dennego sklepu po kiczowate ozdoby, tak żeby chłopakom smutno jutro nie było, że nie ma baloników czy czegoś. Następnie szyba wizyta w domu moich rodziców, no cóż niestety nie zdążyłam jeszcze zaopatrzyć się w różnego rodzaju rondle i rondelki oraz formy do cist itp przyrządy kuchenne. Jak na razie posiadam tylko najpotrzebniejsze. Tak, więc postanowiłam zakosić trochę sprzętu kuchennego mojej mamie. Ona nie miała nic przeciw tylko liczyła na skosztowanie jakichś moich wypieków, bo dawno nic dla niej nie piekłam. Obiecałam, że w niedzielę wieczorem odwiozę jej garnki i całą resztę. Po czym ucałowałam jej policzek i jak najszybciej wyszłam z domu. Gdyż nie chciałam się przypadkiem napatoczyć na tatę, który podobno przebywał w garażu z sąsiadem. Niestety nie udało mi się, bo kiedy wyszłam z domu ujrzałam mojego tatę ucinającego sobie pogawędkę z Pamelą. Chciałam się zawrócić do domu pod pretekstem, że czegoś zapomniałam, ale ojciec mnie zauważył.
- O, córeczko! Jak miło cię widzieć, muszę ci coś ważnego powiedzieć. - zaczął przywoływać mnie ręką. No nic nie pozostało mi nic innego jak udać się do paszczy lwa.
- Cześć tato - zapakowałam rzeczy na tylne siedzenie samochodu i ucałowałam policzek ojca.
- No córuś , bo ja muszę ci coś ważnego powiedzieć.
- Tato a nie może kiedy indziej, śpieszymy się z Pamcią
- Nie, kochanie. Bo mogą do ciebie z PZPS-u dzwonić... - zmieszał się nieco .
- Do mnie? Niby w jakiej sprawie? - zapytała zdziwiona, wsiadając do samochodu.
- A, bo wiesz gadałem z taki moim jednym znajomym .. a z resztą nie ważne.
- Tatooo ? - przeciągnęłam ostatnią literę i spojrzała na niego "spod byka".
- Oj, nic takiego córuś, nic takiego. Tylko proszę cię pilnuj telefonu i odbieraj wszystkie połączenia. Dobrze?
- No dobrze. Pa tato - pożegnałam się, a Pam odpaliła silnik. Ojciec jeszcze pomachał nam na pożegnanie i zaraz zniknęłyśmy za zakrętem. Jechałyśmy podśpiewując każdą piosnkę, jaka leciała w radiu. Po 20 minutach wszystkie rzeczy znajdowały się już w mojej kuchni, a my zmachane opadłyśmy na dużą czerwoną kanapę w salonie.
- Ej, która godzina ?- zagadnęła mnie Pamela.
- Czekaj - spojrzałam powoli na zegarek i z wielkim skupieniem rozszyfrowywałam układ wskazówek - jest 19.
- Ja pierdole - wymsknęło się mojej przyjaciółce.
- Nie pierdol bo rodzinę powiększysz .
- I dobrze, może Janowicz przypomniałby sobie, że ma dziewczynę - prychnęła blondynka.
- Jak to? O czym ty do cholery mówisz. Przecież on świata po za tobą nie widzi. - wyprostowałam się i bacznie ją obserwowałam.
- No tak, od ponad tygodnia coś już jest nie tak. Rzadko kiedy odbiera telefon, na pytania odpowiada zdawkowo. Rozumiesz, że przez ostatni tydzień nie spaliśmy ze sobą ani razu!? - spojrzała na mnie z wyrzutem. - Co ja robię nie tak?
- Myszko - przytuliłam ją - ty nic. To on jest beznadziejny. A wiem co mówię, bo znam go dużo dłużej niż ty. On musi dostać takiego kopniaka w dupę, żeby się obudzić. Trzeba go uświadomić, że "Heloł coś jest nie tak" i ty kochana tak zrobisz.
- Niby jak?
- Oczarujesz go jutro swoim wdziękiem tak, że mu gały z orbit wyjdą a ja ci w tym pomogę. Zobaczysz, ustawimy chłopaka do pionu - uśmiechnęłam się do niej.
- No może masz rację.. - wymruczała.
- No raczej, że mam. Jestem Antonina Nawrocka, twoja najlepsza przyjaciółka. Nie pamiętasz ? Ja zawsze mam rację i jedyną rzeczą którą nie potrafię się zająć to moje własne życie uczuciowe, ale to jakoś da się przeżyć.
- Jeśli ty masz problemy z życiem uczuciowym to ja jestem wróżką.
- Tak więc moja wróżko wyczaruj mi tu natychmiast światowej sławy kucharza, który przygotuje wszystko na jutro. Gosposię, która ogarnie ten burdel. I Bartka pod drzwiami, bo inaczej będę musiała jego rzeczy przez okno wywalać - zaczęłam się nabijać.
- Mała nie wmówisz mi, że ty masz problemy z facetami. Każdy się za tobą ogląda. Wystarczy, że pstrykniesz palcami a już każdy gotów ci usłużyć. - zaczęłam mi kazanie prawić.
- Kochana może i każdy, ale nie ten właściwy - uśmiechnęłam się nikle na wspomnienie tego niebiańskiego spojrzenia, które rozgrzewało mnie od środka.
- Ej, poznałaś kogoś .. ? - spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Może .. Nie ważne. Wszystko w swoim czasie no nie? A teraz kobieto idziemy do kuchni, bo trzeba jutro zgraję siatkarzy wykarmić. - Już kierowałyśmy się w stronę kuchni kiedy nagle rozległ się dzwonek do drzwi.- Ja otworzę. - otworzyłam drzwi , a tam.. - O jak miło, że postanowiłeś tu w końcu zajrzeć - powiedziałam oschle, ciągle się w niego wpatrując.
- Boże, jeszcze się gniewasz? - zrobił minę zbitego psa.
- No raczej, człowieku my jutro mamy mieć tu gości, kolacja i impreza do białego rana, a ty mi wybywasz na cały tydzień. Wszystko na mojej głowię .
- Przepraszam Tośka, to moja wina .. - zza pleców Bartosza wyłoniła się blond piękność o imieniu Anna.
- Jasne, spoko. Wchodźcie. Przepraszam was teraz, ale mamy masę pracy z Pamelą - skierowałam się do kuchni gdzie z przyjaciółką musiałyśmy popisać się talentem gastronomicznym.. Ehh.. Biedne my.
_______________________________________________________
Hej kochane !
Znów muszę wam podziękować za te 3600 wyświetleń !! Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy.
A teraz małe przeprosiny, że przez ostatni tydzień nic się nie pojawiło, ale nie miałam jakoś czasu i weny. Ale teraz wszystko pod kontrolą :3 Nie wiem czy rozdział jest okey, ale zostawiam to do oceny wam. W następnym rozdziale będzie niespodzianka. I obiecuję, że jutro ustawiam sobie budzik na 8 rano, no ewentualnie 9 i biorę się za pisanie, więc najpóźniej o 13 pojawi się tu nowy rozdział. :D
Tak więc, do następnego ;*
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
Cóż ten Cichy wyprawia ? :> |
Odkryłam tego bloga dopiero dzisiaj i od razu wszystko pochłonęłam!
OdpowiedzUsuńJest świetny ;)
Nie mogę doczekać się tej niespodzianki :D
Pozdrawiam i zapraszam do mnie: all-you-need-is-love-and-volleyball.blogspot.com/ :D
I Bartuś potrafił się pojawić :P Ta niespodzianka intryguje...
OdpowiedzUsuńCzekam na jej rozwiązanie.
Pozdrawiam
http://pasio-passione.blogspot.com/